wtorek, 28 czerwca 2016

Poddawanie matki pod kołpak

Moim zdaniem najlepsza metoda poddawania matki unasiennionej jaka może być. Oczywiście każdy ma swoje ulubione metody poddawania matek. Ale moja jest taka.


Fakt, faktem kołpak kosztuje 9 zł. Ale moim zdaniem jego funkcjonalność jest warta o wiele więcej. No więc do czego to dokładnie, i jak się stosuje to cudo które tutaj tak zachwalam...


Gdy chcemy poddać matką to rodziny osieroconej, najpierw strzepujemy z ramki pszczoły (takiej która ma zapas), i staramy się wypuścić matkę tak by nam weszła bezpośrednio pod kołpak, szybko wbijamy go do plastra. Ja matki poddaję do środka gniazda, tam gdzie się najszybciej rozprzestrzenia feromon. Ważne jest by matka miała w swojej "klatce" trochę pokarmu w komórkach. To czy wpuścimy pod kołpak pszczoły jej towarzyszące to nie ma znaczenia. Ja staram się wypuszczać samą matkę.


Co ciekawe, kołpak który używam ma jedną dziwną właściwość....Następnego dnia, czy tam 2-3 dni po poddaniu matki, jest tam pełno pszczół towarzyszących, mimo że nie wrzucam tam żadnych. Więc na pewno mają możliwość przeciśnięcia się przez pręciki do niej. Przeważnie uwalniam matkę w 2-3 dniu od jej poddania. Warunek jest tylko jeden. Ma być zero mateczników, no i starej matki oczywiście. Jeszcze jedną przydatnym zastosowaniem kołpaku, jest tymczasowa izolacja matki. Ja przez swoją głupotę tego nie zrobiłem 1x i zgubiłem matkę. Wystarczy znaleźć matkę w ulu z którego robimy odkład i zakołpakować matkę na chwilę. Są jednak minusy tego rozwiązania. Trzeba bardzo ostrożnie i szybko to robić, bo przez przypadek nadziejemy naszą matkę jak szaszłyk na kolce kołpaku i wiadomo co z tego będzie... Co do uwalniania, to nawet jeśli jej nie uwolnimy, pszczoły mogą to zrobić za nas. Mnie się to zdarzyło z moją słynną, już martwą Cj. Pszczoły wygryzą dziurę z drugiej strony plastra tak by matka mogła wyjść. Co jest najważniejsze, matka po uwolnieniu nie może uciekać. Jak matka szybko popyla gdy ją uwolnimy, pszczoły mogą ją potraktować jako obcą matkę i ją zetną na naszych oczach. Ja miałem tak w każdym przypadku. Matka nie może być spłoszona, dlatego musi być w ulu te 2-3 dni pod kołpakiem.

Nie mam pojęcia jak się sprawa ma z poddawaniem matki nieunasiennionej do takiego kołpaku, ale myślę że ma to podobne szanse powodzenia. Ja używam kołpaku który jest na pierwszej ilustracji, i mam w planach dokupienie jeszcze ze 2-3 kolejne. Dodatkowym plusem jest to że zyskujemy klateczki, w których możemy trzymać matki ratunkowe/zastępcze do poddania.

środa, 22 czerwca 2016

Szynka w miodzie z goździkami


        
Składniki:
  • Szynka wieprzowa 3 kg
  • Naturalna Przyprawa do mięs Knorr 3 łyżeczki
  • Goździki 1 łyżka
  • Miód 50 g
  • Sok pomarańczowy0.25 l
  • Brandy100 ml
  • Oliwa 10 ml
      
     Sposób przygotowania:

    1. Szynkę umyj i osusz, następnie za pomocą cienkiego noża lub szpikulca gęsto ponakłuwaj
    całą górną powierzchnię mięsa.
     
    2. Natrzyj mięso przyprawą Knorr, a w powstałe szczelinki powtykaj całe goździki.
     
    3. Mięso obsmaż na rozgrzanej oliwie z każdej strony. Sok podgrzej i wymieszaj z miodem i
    brandy.
     
    4. Przełóż następnie szynkę do brytfanki i polej przygotowanym sokiem z pomarańczy. Tak
    przygotowane mięso wstaw do nagrzanego piekarnika do 140 stopni na około 3 godziny.
    Podczas pieczenia polewaj sokiem znajdującym się wokół mięsa. Podawaj na ciepło, jak i zimno.

    Przepis ten pochodzi z serwisu kulinarnego www.przepisy.pl. 

sobota, 18 czerwca 2016

Małe udogodnienie w moich dennicach

Jak zauważyliście przybyło mi uli, pasieka się rozrasta. Gdy robiłem nowe ule, postanowiłem że chcę sobie uprościć pracę związaną z osypem, jak i leczeniem pszczół. Do wszystkich nowych uli zrobiłem "drzwiczki" w dennicach dzięki którym będę mógł włożyć tam kawałek kartonu, czy blachy offsetowej.




Myślę że jeśli ktoś robi dennice pełne, to warto mieć takie małe udogodnienie, bo skrócimy sobie czas na obsługę ula jak i możliwość czyszczenia go, bez udziału drugiej osoby. Całość jest zamykana na haczyki druciane. Zapomniałem o rączce dzięki której ją można otworzyć, ale wkręcę po jednym wkręcie pośrodku i będzie ok.

środa, 15 czerwca 2016

Moja pasieka

Trochę zaniedbałem swojego bloga, ale jest to spowodowane tym że mam sporo projektów i planów które powoli staram się wykonywać. Pierwszym i najważniejszym planem na ten rok było kupno miodarki które troszkę mnie pociągnęło po kieszeni, ale było warto. Kupiłem miodarkę od Pana Łysonia, z której jestem mega zadowolony. Jedyne co mógłbym zwrócić uwagę Panu Łysoniowi, to kosz który w niektórych miodarkach diagonalnych jest w całości wykonany na dnie z blachy kwasoodpornej, co utrudnia jej mycie. Ja na szczęście, dostałem miodarkę której kosz jest w całości wykonany z prętów, co o wiele mi ułatwi umycie całego sprzętu bez konieczności jego rozkręcania. Nie wiem czy Pan Łysoń czyta mojego bloga, ale jestem mu za to niewspółmiernie wdzięczny.

Kosz mojej miodarki:

Moja miodarka jest miodarką, na typ ramki uniwersalny, co pomoże mi w wywirowaniu ramek warszawskich, jak wielkopolskich. Kupiłem ją bez refundacji, ponieważ w tym roku mi nie przysługiwała, a potrzebowałem ją na już. Przecież nie będę wirował miodu w starym rupciu z ocynku. Jeśli ktoś dopiero zaczyna to jak najbardziej polecam odkupić od starego pszczelarza taki osprzęt, a gdy się osiągnie odpowiedni rozwój, można spokojnie zainwestować w coś lepszego. Choć coraz częściej można się spotkać z coraz to przyzwoitszymi cenami miodarek na aukcjach. Co najfajniejsze w tym wszystkim, to kiedy przyjechałem do Bielska po moją miodarkę, zapomniałem śrubokręta. A wiem że miodarki od Pana Łysonia przychodzą w wielkich pudłach i na palecie... Pani sprzedawczyni była tak uprzejma że poprosiła tatuażystę które miał swoje studio obok o śrubokręt. Gdy weszliśmy do pomieszczenia ku zdziwieniu nas wszystkich, bo byłem tam z kuzynem. Miodarka stała bez palety, owinięta tylko w stretch. Tak jakby czekała na mój przyjazd. Nie wiem kto wpadł na taki pomysł, ale jestem mu wdzięczny.


Dobra. Miałem pisać o pasiece. No więc, przygarnąłem wiosną jedną rodzinkę od kuzyna która miała być spisana na straty, była tam dosłownie garstka pszczół, tak na 2 ramki wielkopolskie. Gdy je wrzuciłem do swojego ula, miały tak troszkę odbudowanego suszu, i zasiliłem je zaraz 1 ramką z CJ10. Po pewnym czasie gdy weszły delikatnie w siłę skasowałem tam matkę, i pociągnąłem na zaznaczonej ramce matkę z CJ10. Matka się wygryzła dosłownie z kilka dni temu, ale co ciekawe nie mogę jej znaleźć, coś mi się wydaję że mogła przepaść na locie godowym... Dam im czas do soboty, i wtedy podejmę decyzję co z tym fanetem zrobić. Obiecałem w międzyczasie kuzynowi że zrobię mu odkład z Cj10 na ramce wielkopolskiej, dzięki mnie się przekonał do tych uli. Gd robiłem mu odkład, jakimś cudem przepadła mi matka w nich. Kapnąłem się dopiero tydzień później, gdy zobaczyłem mateczniki ratunkowe i zero jaj. Co najlepsze, to gdy ciągnąłem matkę z nich, zamieniłem ramki z ula w którym specjalnie kasowałem matkę, i nie miałem jej zaznaczonej oraz zapomniałem już która to... Matka już się wygryzła do tej pory, ale jest cała czarna, a moja Cj10 taka nie była... Podejrzewam że matka jest właśnie z tamtego ula. 


Moja oryginalna matka jest właśnie na tym zdjęciu wyżej, a ta która się wygryzła jest cała czarna. Postanowiłem że ten rok już będzie ta matka co się wygryzła, zamówię matką w przyszłym roku, a w sezonie po miodobraniu, wymienię ją. Moja teoria ma potwierdzenie też w tym, że w odkładzie, którym robiłem kuzynowi, matka która się tam wygryzła jest pasiasta jak na moim zdjęciu coś. Zobaczymy co to będzie...


Dodatkowo zamówiłem 3 matki u Pana Jacka Jaronia, linii Erica. Zastanawiałem się przez długi czas przed tym jak by je podłożyć, by zostały przyjęte. Z dwóch moich warszawiaków, wyszukałem matki i je zaizolowałem kołpakiem. Potem spryskałem je wodą i wrzucałem do rojnicy, na ramki z węzą praktycznie. Dałem tylko po 1 ramce zapasu. Dałem matki w klateczkach, nie otwierałem ich. Przetrzymałem 3 dni w piwnicy, i wywiozłem do kuzyna by się tam unasienniły w ulach. Zastanawiacie się pewnie po co mi była jeszcze jedna matka. A po to, że mój kuzyn mi zrobił również zsypańca i poddałem tam ją. Na chwilę obecną czerwi, i jest dobrze. Dałem im 1L syropu z octem, bo były wrzucone na węzę. Po tygodniu może powtórzę zabieg. U kuzyna jedna zaczęła czerwić, a 2 jeszcze nie. Więc je na razie tam zostawiłem.



Niestety nie obyło się bez i kolejnych błędów. Każdemu młodemu pszczelarzowi, jak i sam będę mądrzejszy na przyszłość, odradzam żeby robić jakiekolwiek zsypańce, odkłady itd. Gdy nie mamy zasklepionych ramek do wirowania. Dlatego że moje wirowanie nadstawek się przeciągnie teraz co najmniej do lipy... Przez robienie zsypańców, osłabiłem moje rodziny, i teraz mają trudności ze sklepieniem miodu. Jedyny plus to taki, że w rodzinie w której miałem nastrój rojowy i nie mogłem go zlikwidować, to zniknął i nie muszę teraz często grzebać w gnieździe.