poniedziałek, 15 lipca 2019

Mieszanka ziołowa dla pszczół

Gdy moje pszczoły zachorowały na nosemę i część spadła z tego powodu, zacząłem powoli odbudowywać pasiekę i szukać odpowiednich metod leczenia pszczół z tego choroby. Moim zdaniem jest to drugie zaraz po warrozie niebezpieczne zagrożenie dla pasieki. Kiedyś myślałem że samo dodawane octu do syropu wystarczy lecz się myliłem. Samo przygotowanie syropu nie może być obojętne dla pszczelarza. Ale nie dziś nie o tym.

Tak jak wspomniałem wcześniej zacząłem szukać alternatyw które pomogą mi w walce z nosemą, a jednocześnie nie będą drogie. Takim rozwiązaniem okazuje się mieszanka ziołowa którą testował będę w tym roku na jesieni. Można ją kupić na Allegro, w sklepach pszczelarskich. Koszt: ok. 8 zł. Sztuka ma w składzie 12 ziół i waga saszetki to 60g. Jedna saszetka wystarcza na ok. 30 L syropu. Więc to sporo, a cena mała. Taka mieszanka nazywana jest potocznie herbatką Sklenara, możemy również to sami stworzyć bo skład jej jest znany.

Oto on:
  • Kora Dębu - ma działanie ściągające, garbniki zawarte w niej są wykorzystywane przy zwalczaniu/przeciwdziałaniu biegunki u pszczół miodnych.
  • Krwawnik Pospolity - działa antyseptycznie, wzmacnia, pobudza wiosenny rozwój rodzin.
  • Melisa Lekarska - działanie jest ogólnowzmacniające i antyseptycznie.
  • Pokrzywa Pospolita - dostarcza cennych witamin, mikro i makroelementów, działa antyseptycznie i ogólniewzmacniająco.
  • Rumianek Pospolity - wzmacnia odporność, wspomaga leczenie warrozy, działa korzystnie na układ pokarmowy.
  • Ziele Piołunu - dostarcza soli mineralnych i witamin, działa wzmacniająco, odkażająco i metabolicznie.
  • Kwiat Lipy - zwarte w nim garbniki i flawonoidy są stosowane przy zwalczaniu biegunki.
  • Pączki Sosny - zawierają witaminy, przyspieszają rozwój wiosenny, działają wzmacniająco i uodporniająco.
  • Kobylak - stosowany jest do leczenia nosemozy i choroby majowej.
  • Wrotycz - zwalcza warrozę i oczyszcza hemolimfę.
  • Mięta - stosuję się ją do zwalczania warrozy (jako dodatek do podkurzacza).
  • Bylica - wspomaga procesy trawienne, ma działanie wzmacniające.
Myślę że można by sobie sprawić taki mini zielnik pszczelarski gdzieś w rogu pasieki i mieć tam nasadzone różne zioła które nam pomogą w walce z chorobami pszczół. Sam chyba sobie taki sprawię gdzieś na kawałku ziemi. I pewnie sporządzenie samemu takiej mieszanki nam jeszcze taniej to wyjdzie, a składniki będą dostępne przez cały rok. A jeśli komuś nie chce się sadzić i pielęgnować ziół można kupić je w sklepach zielarskich i ekologicznych.

niedziela, 5 maja 2019

Stare vs Nowe

W końcu ule powstały, teraz mi zostało tylko ich malowanie. Co jest w moim wydaniu żmudnym i czasochłonnym zajęciem. Lecz mam kilka już ukończonych, więc postanowiłem się pochwalić wam rezultatami mojej pracy.


W nowym ulu jak da się zauważyć lądowisko zostało ustawione pod skosem, co daje możliwość pszczołom łatwiejszego wylądowania, oraz wodzie czy śniegowi sposobność łatwego odprowadzenia. Samą dennicę przebudowałem, i już nie ma głuchego dna zabitego deskami osikowymi. Jest tam siatką, oraz wstawka z płyty pcv co umożliwi sprawne liczenie osypu, regulacje termiki ula. Ramka na której jest siatka także jest ruchoma przez co mogę wyczyścić z osypu ule, bez konieczności podnoszenia korpusów. Całość jest zamykana na zakrętki wiedeńskie.


Odległość między dnem ula, a ramkami została pomniejszona z 8 cm do 2 cm. Lecz i to mnie nie ominęły nadbudowy w nowych dennicach. Poza tym zawszę co zimę daję nadstawkę do zimowli pod korpus z gniazdem, więc odległość nie grała tutaj roli. Korpus został lekko zmodyfikowany, poprzez wywiercenie dziury na jego środku, przez co będę mógł zapewnić pszczołom dodatkowe otwory które umożliwią sprawny transport ładunku do ula. Same wymiary ula zostały "w końcu" dopasowane do obecnych standardów ula wielkopolskiego, tak jak to ma się w książkach i na forach. Bo jak wiecie poprzednie ule miały z tym problem, i pszczoły sporo nadbudowywały mi nad ramkami, jak i pod.


Stare ule zostaną rozebrane i spalone, a zastąpię je nowymi. Nowe mają również dłuższe uchwyty przez co łatwiej mi manewrować korpusami.Powałki są zacinane pod kątem 45°, co zapobiegnie chłonięciu drewna wody w takich ilościach jak poprzednio i zapewni dłuższą żywotność powałki. Same listewki powałki są również szersze o jakiś 1 cm. Daszki również nie obyły się bez modyfikacji, teraz daszek opiera się na korpusie i zachodzi w całości na niego. Ponieważ wyeliminowałem frezy które raz zachodziły na korpus, a czasem nie, a zastąpiłem je zwykłymi listewkami na których opiera się daszek. Sam dach został uproszczony, nie ma już tam desek 2.2 cm, a jest OSB 1.2 cm przez co jest lżejszy i poręczniejszy. Ocieplenie dachu również wyeliminowałem uznałem to za zbędny wydatek i "bajer" który niczemu nie służy. Całość opaliłem i pomalowałem rozgrzanym pokostem lnianym, 3x lakierobejcą oraz 1x lakierem bezbarwnym. Myślę że te ule będą miały dłuższą żywotność, jak również lepiej będzie mi się na nich pracowało. Czas pokaże.

wtorek, 30 kwietnia 2019

Zaleszczotek - przyjaciel ulowy

Zaleszczotek, a raczej Zaleszczotek Książkowy, spotykany jest najczęściej w okolicach lasów, pasiek, oraz książek jak sama nazwa wskazuje. Dzisiejszy nasz znajomy co ciekawe mimo to że znajdziemy go pewnie w jakiejś książce z biblioteki to nie zabijajcie go! Jest to akurat robaczek bardzo pożyteczny gdyż żywi się robakami które niszczą naszą literaturę.


Z tego co słyszałem to zaleszczotki również upodobały sobie bardzo płytę pilśniową, więc jeśli mamy jakąś starą pilśnię wyrzuconą na zewnątrz, to bardzo możliwe że właśnie te nasze małe "skorpiony" tam mogły znaleźć swój dom. W lasach lubią mieszkać pod korą drzew co jest ich naturalnym domem. No dobra, ale co on ma wspólnego z pasieką, i samymi pszczołami?

Otóż groźnego wyglądu to nie ma żadnych podstaw by się go bać. Jest wielkości ok. 4mm. A w ulu potrafi nasze pszczoły wspomóc poprzez likwidacje larw barciaka, oraz warrozy. Sam tylko raz w życiu widziałem te stworki w starym moim warszawiaku. One uwielbiają szczeliny w ulach gdzie mogą znaleźć spokój. Do pszczół raczej są neutralne, nie zauważyłem jakiejkolwiek agresji na pszczołach, jak i odwrotnie. Co ciekawe nazwa "mały skorpion" jest nawet trafna co do tego osobnika, ponieważ gdy zaleszczotek złapie swoją ofiarę, to zatruwa ją jadem który spływa po jego szczypcach. Kiedyś podobno było możliwe kupno zaleszczotków, lecz nie znalazłem obecnie hodowli. Więc jeśli zobaczycie w ulu takiego robaczka to nie róbcie mu krzywdy, to przyjaciel, nie wróg.

sobota, 6 kwietnia 2019

Starodawne polskie wierzenia i zwyczaje pszczelarskie

Pszczelarstwo, dawniej bartnictwo było i jest czasami postrzegane jako rodzaj swoistej magii, tajemnicy. Bo przecież jak to człowiek, zwykły śmiertelnik mógł ujarzmić owady które żądlą, i jedynie są posłuszne Stwórcy i sobie samym. Od wieków pszczoły były obecne w różnych religiach na całym świecie. Pszczoła to przecież owad, nie da się go rozumieć, przytulić czy pogłaskać. To nie jest pies czy kot. Latają tam gdzie chcą i kiedy chcą, a jednak pszczelarz dawniej bartnik w jakiś sposób rozumiał te owady jak i one jego...


Przez wiele stuleci w Polsce jak i na całym globie gdzie tylko się trudniono chowem pszczół, ludzie związując się z tymi owadami poprzez ich hodowlę nabyli pewnych zwyczajów, tradycji. A tradycje pszczelarskie są bogate. Przedstawię wam kilka z nich do których udało mi się dotrzeć poprzez internet, jak i opowieści innych ludzi w którzy mieli w rodzinie pszczelarza. Część zwyczajów została na pewno zapomniana przez czas, lecz niektóre pozostały do dzisiaj i są nadal praktykowane.


Na pierwsze miejsce nasuwa mi się opowieść którą usłyszałem w rodzinie mojego kuzyna i potwierdzili to wszyscy mieszkańcy domu. Żył u nich kiedyś pszczelarz, dziadek żony mojego kuzyna. Miał pod swoją opieką kilka uli. I jak to w życiu bywa zmarł. W dzień jego pogrzebu przed wyjściem trumny wszystkie rodziny nagle się tak jakby wyroiły. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Jego zięć próbował rozgonić pszczoły dymem z podkurzacza lecz ten nie pomagał. Na placu przed domem było ciemno od pszczół. Lecz po kilkunastu minutach ucichło, i było normalnie. Tak jakby same pszczoły poczuły że ich gospodarz odszedł i chciały go pożegnać. Od niejednej osoby w rodzinie słyszałem że to był prawdziwy pszczelarz z krwi. Co ciekawe, w czasie swojego życia zięć mu pomagał w pasiece, i po śmierci pszczelarza zajmował się nimi wraz ze swoją żoną. Lecz  po dwóch latach od śmierci gospodarza pszczoły zginęły, co do jednej rodziny.


Nawet grzmoty mogą uszkodzić matkę. Dostaje wtedy wstrząsu i zamiera. Mówią: „O, matka mi nie wylazła. Matecznik jest i jest”. Bo się zaćmiła. Nieraz kiedy pioruny biją, to niedobrze na mateczniki.
Tutaj był taki przypadek, że, jak już wspominałem miał Mateła pasiekę, około stu pni i on służył dawniej we dworze, miał znajomych tam leśników, to zawsze, takiego głupowatego parobka miał z Lublina i nocami jeździli kradli sosny i robili ule z tego. Tak że on stukał w sosne i mówi: „Ta będzie dobra”. Tam przeszedł znowu z dziesięć innych sztuk, to mówi: „Te wszystkie na nic”. Czy on się tak znał, czy tak pokazywał – nie wiadomo. A później to za saniami była brzoza uwiązana, zacierała ślad, bo to w zimie, a na rano już, ule, tam dwa ule, czy ile, już były zrobione. Piszkla była taka, taki nóż, co się dłubało. I te ule były stojące. No i właśnie później, doszło do tego, że – a ten Mateła był strasznie skąpy i nikomu nic nie dał. Ubogiego to wygnał, nie dawał nic. I zachorował. Ale… tego syn pojechał do lasu po drzewo, nie ma nikogo, to ten dziadek zachorował. „Co tu robić?” Ale, no, mówią: „Nic nie pomoże, tylko umrze”. To już tak prawie na skonaniu był, ale mówią: „Trza przywieźć te grubą świece z kościoła, co ksiądz święci przy święconej wodzie - paschał”. Bo to taki zwyczaj był. Przywieźli ten paschał… […] Dotknął się aby – i umarł. No, ale przed samą śmiercią mówi, zawołał pan, tego syna swojego, już wrócił z lasu i mówi tak: „Ja już dzisiaj zamrę, ale pamiętaj, że on tam jest na strychu. I masz kaszę jaglaną ugotować, bez soli i bez cukru. I raz na tydzień wyniesiesz – mówi – i za kominem postaw w garnku”. A ten chłopak: „A co, komu, co, kto tam bedzie?” Chciał stary jeszcze powiedzieć i umarł już. No to on sobie przypomniał za jakiś tydzień po pogrzebie. No i tak było, że kazał ugotować tej kaszy. Wyniósł na strych, za kominem postawił i schodzi po drabinie. A tu tam garnkiem jak rzuciło coś – mało go nie ubiło. No i przyszedł taki owczarz, do Motycza chodził, co dawno po dworach, to służyli tacy owcarze i się znali na takich różnych sztuczkach. I opowiadali mu o tym, że tak. To on mówi: „Masz szczęście, że cię nie ubił, bo to się nie soli tej kaszy, ale ty zapomniałeś i trochę osoliłeś. A sól się święci. Ten zły nie lubi tego”. No i od jakiś czas niedługi, tam ze dwa lata, mówi, ta pasieka wyginęła. Szkodnik się jakiś rzucił, nie było ratunku. […] No to wychodziło, że to diabeł był jakiś.
Bardzo powszechne jest w Borzęcinie mniemanie, że istnieje gad podobny do żmiji, wydający z siebie rój pszczół; dlatego zwą go rojnicą. Tę rojnicę trzymają w pasiece; ma gniazdo pod ulem. Dostaje raz na dzień bułkę rozdrobnioną w słodkim mleku. W zimę rojnica zakopuję się w ziemię i śpi. Kto ma rojnicę, temu się pszczoły bardzo darzą. 
Pewien wieśniak, siekąc łąkę pod lasem, znalazł w trawie rojnicę, otoczoną mnóstwem pszczół. Schwyciwszy ją, włożył do kapelusza, przyniósł do domu i osadził pod ulem. Wszystkie pszczoły przyleciały za nią i powchodziły do próżnych ulów. Odtąd darzyły się pszczoły temu wieśniakowi nadzwyczajnie. Gdyby rojnicę był stracił, wszystkie pszczoły by mu padły.


Z Motycza pochodzi legenda o roślinie nazwanej przez Jezusa „zaprzał”. Według legendy, pszczoły zauważyły człowieka śpiącego na ich ulubionych kwiatach. Rozzłościły się strasznie i gdy chciały go zaatakować, rozpoznały w śpiącym Jezusa. Zapytane o powód złości wyparły się tych kwiatów i od tego momentu nie mogą na nich siadać. 



Wbrew zakazom Boga pszczoły jako jedyne zwierzęta pracują w niedzielę, za karę więc nie mogą zbierać i wytwarzać miodu z kwiatów koniczyny i dębowych liści. Inne wierzenia podają, że pszczoła okłamała Pana Boga pytającego o kwiaty dające najwięcej pożytku nie wymieniając kwiatów czeremchy i przytulii w obawie, że Bóg je odbierze, co spotkało się z jego gniewem.


Dawni pszczelarze uważali lipy za drzewa objęte opieką Boską, dlatego omijały je pioruny. A miód lipowy znany jest z wyjątkowych właściwości leczniczych, stąd mawia się: „Miód lipowy, to lek zdrowy”.

Tu był taki sad, no niedaleko i mój dziadzio jeszcze był młody i wie pan mówi, że po drugiej stronie była karczma, jak szedł z karczmy, to widział jak taki , nieduży facet skakał z ula na ul, bo tam była pasieka duża, a tego, i późni chłopaki tam coś tam poszli na jabłka, a tam była ta pasieka, mówi: „Pszczoły w nocy nie gryzły a tu – mówi - co wyleci pszczoła, brzęk już ugryzła – mówi - ugryzła, w końcu słyszymy - mówi - idzie ten właściciel pszczelarz przez te łąkę i mówi: „Aaa mówiłem żebyście nie wchodzili i nie wyjdziecie stamtąd”. Przyszedł zabrał im czapki i powiesił w sieni, ale w sieni to było, tak się nie zamykali ludzie jak teraz, normalnie zasuwa była taka, rękę się wkładało, jak im zabrał te czapki, tak oni wzięli poszli i te czapki ukradli jemu z powrotem z tej sieni. Na drugi dzień mówi: „Ja was jeszcze przyłapie, ja przyłapie was”. To opowiadali, że tam taki panek skakał, i dziadzio opowiadał, że zawsze w południe w dzień albo w nocy wieczorem, to tam widzieli jak chodził między ulami.[…] Nie wiadomo, mówią że to diabeł na czarno ubrany.[Mówiono, że pszczelarz] miał diabła, albo późni drugie, że jechał gospodarz do miasta i mówi córce: „Weź ugotuj kaszy jaglanej, dobrze osłódź i żebyś nie soliła i postaw na strychu – mówi – na górce”. A ona wzięła posoliła, ona schodzi z tej drabiny, a ta miska z tą kaszą fur na podłogę. Ojciec przyjeżdża na podwórze i mówi: „A mówiłem ci nie sól kaszy toś musiała posolić”. Mówili, że on miał diabła i później kopali staw i on tego diabła komuś tam sprzedał, no. Oj dużo opowiadali takich różnych anegdot.
Do dziś panuje przekonanie, że należy pobrać chociaż symboliczną opłatę za miód lub rój darowane nawet osobie bliskiej. Czyniono jednak wyjątek dla małych dzieci, które musiały zostać poczęstowane miodem z pierwszego miodobrania. Okoliczne dzieci „czatowały” więc tego dnia w pobliżu pasieki. Niechętnie lub wcale sprzedawano miód do celów leczniczych, mniemano bowiem, że może to pociągnąć przykre następstwa dla sprzedającego lub jego pszczół – obawiano się „przeniesienia” choroby. Starano się również nie wpuszczać do pasieki ludzi mających tzw. „urocze oczy”, bowiem mogli oni rzucić urok i doprowadzić do śmierci lub choroby całe rodziny pszczele. 
Jeżeli na kołysce lub na wózku z dzieckiem usiadł rój pszczół, to się wróżyło, że dziecko to będzie miodouste, czyli będzie miało bardzo dobry dar wymowy, będzie kimś bardzo poważanym i szanowanym i daleko zajdzie. Po prostu będzie cenionym człowiekiem. I to się nawet sprawdzało.
Mówi się, że jak pszczelarz umrze to pszczoły umierają i pasieki nie będzie. Więc jak zwłoki pszczelarza wyprowadzano z domu, żeby odwieźć je na cmentarz, wtedy trzeba było do każdego ula zapukać, żeby, pszczoły pożegnały się z nim, czy też on [pożegnał się] z pszczołami i żeby pszczoły nie padały.
Ja osobiście mam tylko jeden zwyczaj jeśli chodzi o pszczoły. W dzień kiedy mam już ostatnią kontrolę za sobą, wieczorem podchodzę do każdego ula i mówię do wylotu "do zobaczenia w przyszłym roku, mam was zobaczyć na wiosnę, obyście były zdrowe".

Jest jeszcze wiele legend pszczelarskich, jak i zwyczajów. Ale nie byłbym w stanie wszystkich tutaj zamieścić. Oparłem się o teksty Teatru NN, lecz jest wiele książek jak i innych źródeł w których są zawarte informacje o dawnych wierzeniach pszczelarskich. Link do artykułu jest poniżej, polecam szczerze.

Źródło: http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/wierzenia-o-pszczolach-w-tradycji-ludowej-lubelszczyzny/

piątek, 15 marca 2019

Przebiśnieg


Inaczej Śnieżyczka przebiśnieg, jest jak każdemu wiadomo w Polsce pod ochroną gatunkową. Jak sama nazwa wskazuje kwiat ten jest pierwszą oznaką zbliżającej się wiosny i nastaniu przedwiośnia. Jest rośliną miododajną i leczniczą.


Roślina ta kwitnie od lutego aż do kwietnia. Rośnie najlepiej na glebach w której występuje znaczna ilość próchnicy oraz wilgoci. Ze względów estetycznych jest chętnie sadzona w ogródkach przydomowych oraz działkach. Nie dostarcza miodu towarowego, lecz jest jedną z pierwszych roślin pomagających pszczołom w rozwoju wiosennym, poprzez swoją obfitość pyłku. Cebulki przebiśniegów są stosowane w leczeniu m.in.: Alzheimera, chorobie Heinego-Medina czy udarze mózgu.

sobota, 16 lutego 2019

Przyspieszanie rozwoju wiosennego

Przyspieszanie rozwoju wiosennego pszczół... Oj wielu pszczelarzy, zwłaszcza młodych szuka sposobów, środków itp. Jak przyspieszyć rozwój swoich rodzin by już na mniszka mieć silne rodziny albo najlepiej na klon... Nie odpowiem wam na to pytanie, bo moim zamysłem nigdy nie było branie sobie na cel tak wczesnych pożytków. Choć wiem że takowi pszczelarze istnieją, i mają pewne metody by pszczoły doprowadzić do takiej siły. Ale przez te kilka lat pszczelarzenia opracowałem sobie swoją własną metodę prowadzenia pszczół do siły.


Moje pierwsze zabiegi zaczynają się już po zakarmieniu rodzin. Czyli gdzieś w połowie grudnia, ale mogę to zrobić nawet w styczniu. Chodzi głównie o to by pszczoły ścieśnić maksymalnie na tyle, ile się da. Po co o takiej porze grzebię w ulach, zamiast spokojnie pić herbatkę z miodem i czekać na pierwsze obloty pszczół?

Dlatego, że gdy jest mróz i nie ma wiatru mam idealne warunki zobaczyć jak pszczoły się uwiązały, w jakiej sile jest kłąb, ile mają pokarmu i co mnie najbardziej interesuje wtedy to ile uliczek obsiadają. Wtedy wiem do jakiej liczby ramek mam ściaśnić pszczoły by te nie miały za luźno. zobaczcie:


Te ramki które wycofam będą świetną rezerwą na przedwiośnie, lub wiosnę gdy może braknąć im pokarmu.

Następny etap rozpoczyna się gdzieś ok. połowy lutego. Tutaj muszę zapewnić już pszczołom komfort cieplny i dobre warunki do rozwoju czerwiu. Więc wrzucam im poduszki wypełnione sieczką i by ciepło unoszące się z kłębu nie uciekało już przez pajączki. Dodatkowo można podać pszczołom wodę, pod warunkiem tego że ule mamy wypoziomowane. Co Ja osobiście tego nie robię, ale chyba zacznę. No i to już cała moja filozofia z pomaganiem pszczołom w zebraniu się po zimowli. Dodatkowo można rzucić im ciasto podczas dawania poduszek, w razie W.


Aaa, i zapomniałem o dość ważnej rzeczy. Gdy układam gniazdo, staram się jak najwięcej zostawić w gnieździe plastrów z pierzgą. Polecam wam też zapoznanie się z wykładem Śp. Jerzego Tombachera moim zdaniem był mistrzem nie tylko w pszczelarstwie, ale także w prowadzeniu wykładów...

Prawo rozwoju rodziny pszczelej cz.1
Prawo rozwoju rodziny pszczelej cz.2

Ale to jest tylko taka moja metoda, każdy ma swoją...

piątek, 8 lutego 2019

Miodówka


Na blogu o pszczelarstwie nie mogło zabraknąć jakiegoś przepisu na alkohol miodowy. Więc tutaj wam podaje wam mój przepis na miodówkę:
  • 0,5 L spirytusu 
  • 0, 5 L miodu 
  • 0,5 L wody (może być mineralna, źródlana)
  • 4 duże cytryny
Wlewamy wodę do garnka i dajemy do niej miód. Całość podgrzewamy, ale delikatnie. Głównym zamysłem tego jest to by woda rozpuściła miód. Więc NIE GOTUJEMY !!!

Gdy mamy już roztwór wody z miodem, dodajemy do niej wyciśnięte cytryny i dodatkowo wcześniej wyparzoną, startą z niej skórkę. Jeśli troszkę miąższu będzie to się nie przejmujcie.

Jak już to wszystko wystygnie dopiero dajemy spirytus, by nam alkohol nie wyparował. Polecam to wystawić na zewnątrz w zimę, lub do piwnicy pod pokrywką. Tylko nie w lato, bo pszczółki nam zwabi zapach miodu. I gdy dodamy spirytus i wymieszamy wszystko, od razu rozlewamy do butelek. I im dłużej nasza miodówka będzie stała, tym łagodniejszy smak będziemy mieli.

wtorek, 29 stycznia 2019

Praca

W końcu mogłem się zabrać za budowę nowych uli. Po posprzątaniu warsztatu, i doprowadzeniu go do jako, takiej użyteczności uruchomiłem maszyny. Nie ukrywam że miałem troszkę przygód z nimi, typu laser w ukośnicy trzeba było ustawiać, w grubościówce zepsuł się posuw itp. Udało mi się do tej pory na razie zrobić komplet nadstawek do uli. No ale powolutku wszystko idzie do przodu, lecz nie mogę powiedzieć że troszkę opornie. Ale staram się codziennie coś zrobić.


Korpusy kleję standardowo klejem D4, jak poprzednie korpusy, wkręty zastosowałem 7cm. Tylko jakbyście robili również swoje ule to polecam nawiercić przed wkręceniem. Ja nawiercam wiertłem 3mm  i nie mam problemu z rozrywaniem desek, tak jak to miałem w poprzednich ulach. Wracając jeszcze do wkrętów, to kupiłem zwykłe czarne wkręty do płyt kartonowo-gipsowych i drewna, a nie jakieś magiczne srebrne, złote czy coś.


Jednej rzeczy nie zrobiłem. Nie zacinałem desek na łączeniach, mam nadzieję że wkręty mnie nie zawiodą i deski po czasie się nie wypaczą... Pewnie ktoś się zastanawia czemu buduję nowe ule, pewnie będę powiększał pasiekę. Odpowiem tak: Będę powiększał pasiekę ale nieznacznie. (o ile mi desek nie braknie), a stare ule wyrzucę w piec, lub je na coś przerobie może na odkładowe, zobaczymy. Moje stare ule które mają z 4-5 lat muszę wyrzucić, bo mają zły wymiar i z tego względu że miałem słabą piłę to je jeszcze gorzej zniszczyłem niż poprawiłem. Pszczoły budowały dziką zabudowę, miód lał się z każdej strony, powodowało to rabunki, pełno bałaganu, jak i nie miałem komfortu  pracy na tych ulach. Plus do tego w nowych ulach będę osiatkowane dennice i dodatkowe wloty w korpusach.


Główny wlotek będzie pod kątem 60°, jeśli uda mi się to zamontować jakoś. Z dennicami miałem małe problemy, chodzi o sam otwór którym będą pszczoły wychodziły z ula, bo jeszcze nie dorobiłem się frezarki górnowrzecionowej, ani czopiarki. I wycinałem otwór wyrzynarką, która była pożyczona od sąsiada, ale nie wiem jak on nią robił bo brzeszczot był pod jakimś dziwnym kątem, zamiast na wprost. I pierwszy otwór wyszedł dość kosmato. Jeszcze zastanawiałem się czy robić siatkę pod kątem, tak jak to robił Aron u siebie, ale stwierdziłem że nie ma sensu takiego zastosowania. Najgorszym etapem prac jak dotąd to przygotowanie materiału na ule, czyli ucięcie, oheblowanie krawędzi, puszczenie na grubościówce, a później jeszcze zafrezowanie. Z nadstawkami to była przyjemność bo uciąłem deski na wymiar i mogłem od razu składać, a tutaj muszę łączyć po dwie deski na ścianę korpusu, i potrzeba masę desek. Samo składanie korpusu jeśli się ma zrobione prawidło to przyjemność , potem docinam korpus na pile i mam jeden element ula. Aha, zapomniałem wam jeszcze napisać, że w starych ulach wymiar był troszkę za mały i do niektórych korpusów 12 ramek się nie mieściło, zostawała wtedy niezła luka i miałem często dodatkowe plastry które pszczoły same sobie wybudowały.  No i tak, to się u mnie dzieje może coś z tego mi wyjdzie, na razie z nadstawek jest zadowolony, zobaczymy jak później pójdzie, teraz mam przed sobą największy nawał prac. Jak już ukończę korpusy gniazdowe, reszta to już formalności. Macie tutaj jeszcze taki krótki filmik który wrzuciłem w czasie pracy nad  ulami: https://www.youtube.com/watch?v=HTPyQ7MPCxM&t=72s

wtorek, 22 stycznia 2019

Akcja "Nasza przyszłość ma pomarańczowo-czarne barwy"

Jakiś czas temu rozpisywałem się o tym że w szkołach powinny być przeprowadzane zajęcia poświęcone temu, jak ważne są pszczoły w naturze. I moje marzenie się spełniło dzięki kilku dziewczynom z II Liceum Ogólnokształcącego im. Ziemi Kociewskiej w Starogardzie Gdańskim. Jedna z nich właśnie do mnie dzisiaj napisała bym pomógł im opublikować ich akcję na swoim blogu, i gdy zobaczyłem zdjęcia z warsztatów dzieci prowadzonych właśnie przez te dziewczyny to nie mogłem nic tutaj, nie wspomnieć o nich.


Jeśli jest jakiś pszczelarz w okolicy (bądź firma) chętny pomóc w projekcie tych dziewczyn, to piszcie do nich na ich stronie: https://www.facebook.com/pg/Nasza-przysz%C5%82o%C5%9B%C4%87-ma-pomara%C5%84czowo-czarne-barwy-288741858515546/posts/?ref=page_internal

E-mail: pszczela_rodzina@wp.pl
Lider zespołu: Natalia Lamek tel. 690 021 346

Akcja prowadzona jest pod patronatem: https://zwolnienizteorii.pl/