piątek, 19 czerwca 2015

Nowe ule, nowe mateczniki, nowe problemy

Ostatni czasy pasieka troszkę się zmieniła. Doszła mi jeszcze jedna rójka, którą zebrałem od sąsiadki. Okazało się że mojemu wujkowi wyroiły się pszczoły. Jakimś cudem nie udało się zebrać matki razem z nimi... No, ale czasami tak się zdarza. Nie zamieszczałem zdjęć swoich uli, bo miałem po prostu za dużo zajęć i zawsze mi to wypadało z głowy. Więc oto moje nowe ule:



Pewnie zastanawia was czemu mój ul nr. 2 jest tak oblepiony pszczołami. A no właśnie też mnie to zdziwiło... Obudziłem się koło godziny 8 rano, i zawsze jak co rano zrobiłem sobie kawę czy herbatę, i wyszedłem pooglądać moje panny czy one również zaczęły dzień. Podszedłem do uli warszawskich, wszystko grało w nich jak zawsze. Gdy wyszedłem za bramę i zbliżyłem się do nowych uli na odległość 20 metrów usłyszałem huk. Zamarłem. Podszedłem bliżej, a tam cała wrzucona rójka od wujka która była zasiedlona dnia poprzedniego, wyszła. Położyłem kawę szybko na ławeczce przed domem i idąc po sprzęt do pracowni zastanawiałem się CO JEST GRANE???.
Przez pierwszą godzinę, wszystko wskazywało mi na to że siądą gdzieś na drzewie. Potem stało się coś czego jeszcze w życiu nie widziałem. "Rójka" która niby wyszła, zamiast wrócić do ula, czy siąść na drzewie zaczęła wchodzić do ula nr. 1 gdzie jest matka. Pierwsza moja myśl to była że rabują, bo ze względu na brak czasu miałem im dać dopiero tego dnia syrop. Zamknąłem wlotek ula 1, podkurzałem, zmiatałem pszczoły. Robiłem wszystko by je odgonić od niego. W końcu się poddałem i dałem sobie siana. Pomyślałem że same sobie to rozsądzą. Wróciłem za kilka godzin do uli, była cisza i niby wszystko w normie. Zajrzałem do 2. Patrzę, a tam pszczoły na 2 ramkach. Rójka wcześniej była na 6 ramkach wielkopolskich. Załamałem się. Ale stało się coś ciekawego. Pszczoły które wyleciały, weszły do ula 1 i tam zostały. Są teraz silną rodziną, a 2 jest słabiutka...
Dlatego też, poddam tam CJ10. Mam nadzieję że mi ją przyjmą. Włożyłem tam ramkę z czerwiem i okazało się właśnie że nie ma matki. W ulu nr. 1 jest rójka, ale w tym ulu są pszczoły, jak my to nazywamy "opier...". Dlatego tam również jest konieczne by matka była zmieniona na nową. Tam wrzucę Erikę, od Pana Jacka Jaronia.


U moich pierwszych pszczół również muszę zmienić matkę. Ten kto nie widział moich pszczół, zapewne by mnie wyśmiał, że nie widziałem agresywnych pszczół. Otóż widziałem i je mam. Kuzyn nie mógł uwierzyć, i uciekł z pod ula. Bo dostał kilka żądeł. Później mi przyznał rację że trzeba tam obowiązkowo matkę zmienić. Zmienię tam na Willy, pociągniętą od niego. Poza tym, rozbiję tą rodzinę na pół po miodobraniu i wrzucę następną Erikę. Wiem kombinuję bardzo w tym roku. Ale jeśli się to uda to wystartuję z 5 pełnymi rodzinami na wiosnę. Więc gra jest warta świeczki, choć dla mnie teraz jest priorytetem wyłagodnić pasiekę.

czwartek, 11 czerwca 2015

Obróbka wosku pszczelego


Każda osoba ceniąca dobra natury, na pewno nie przejdzie obojętnie obok wosku pszczelego i produktów z niego wykonanym. Pszczelarzom wosk jest na cenę złota dosłownie, ponieważ bardziej od świeczek, pszczelarze wolą go wykorzystać do wyrobu węzy. O węzie już pisałem kiedyś, link do postu znajdziecie na dole.


1. Najczęściej do przerobu lądują: odsklepiny, dzika zabudowa, komórki trutowe z ramek pracy. Ale również pszczelarz wrzuca całe ramki. Właśnie w pierwszym etapie potrzebna nam będzie wytapiarka słoneczna, to urządzenie powinno się znajdować na każdej pasiece. To w niej ląduje to wszystko, i poprzez temperaturę wytworzoną przez słońce (działa jak szklarnia) wosk się topi i opada do specjalnego naczynia.


2. Drugim etapem którym możemy poddać susz po przetopieniu przez topiarkę słoneczną, jest wrzucenie czarnych pozostałości do topiarki elektrycznej. W ten sposób odzyskujemy maksymalną ilość wosku z suszu. Czyli: Wrzucamy do topiarki pozostałości, ustawiamy poniżej naczynie z wodą, by wosk nie przywierał do niego i topimy. Dobrze jest mieć jakiś kawałek starej szmaty z materiału który nie jest łatwopalny, by owinąć te pozostałości i dopiero wtedy topić. Zapobiegnie to dostaniu się brudów z pozostałości.


3. Ostatnim etapem mającym na celu uzyskanie czystego wosku jest jego gotowanie. Tak dobrze przeczytaliście, gotowanie. Chodzi tu o, to że woda pomaga w wyklarowaniu się wosku, by ten nabrał odpowiedniego koloru oraz by oczyścić go ostatecznie z wszelkich drobin. Ustawiamy garnek z wodą. UWAGA! NIGDY NIE NAPEŁNIAMY CAŁEGO GARNKA WODĄ, PONIEWAŻ WOSK SIĘ ROZSZERZA GDY SIĘ TOPI!!! Wystarczy gdy napełnimy 1/4, dobieramy również garnek do ilości wosku jaką pozyskaliśmy. Musi być zawsze mniej więcej połowa garnka pusta, gdy włożymy twardy wosk. Gdy wosk się zagotuje w garnku, brudy wyjdą na jego powierzchnie i zastygną wraz z nim. Zastygnięty wosk będzie teraz w postaci krążka, i powinien wylecieć wraz z wylewaną wodą po zagotowaniu. Brudy, biały nalot itp. na powierzchni zeskrobujemy nożem. W razie potrzeby czynność trzeba powtórzyć.



Mam jeszcze jedną uwagę co do wosku. NIGDY RÓWNIEŻ NIE DOLEWA SIĘ DO WOSKU WODY, PONIEWAŻ MOŻNA LICZYĆ SIĘ Z KONSEKWENCJAMI PODOBNYMI DO TEGO, GDY WLEJE SIĘ WODĘ DO GOTOWANEGO OLEJU.

Tak uzyskany wosk możemy już wykorzystać do wyrobu węzy za pomocą walców, czy praski. Jak i wyrobu świec, które na pewno zwrócą uwagę. Na rynku są dostępne różnorakie formy do ich wyrobu. Lecz można również je zwinąć z węzy. Spalany wosk pszczeli wydziela przyjemny zapach, który uważa się również jako leczniczy.

Link: http://pszczelarstwomojapasja.blogspot.com/2015/03/weza-na-co-to.html