wtorek, 30 kwietnia 2019

Zaleszczotek - przyjaciel ulowy

Zaleszczotek, a raczej Zaleszczotek Książkowy, spotykany jest najczęściej w okolicach lasów, pasiek, oraz książek jak sama nazwa wskazuje. Dzisiejszy nasz znajomy co ciekawe mimo to że znajdziemy go pewnie w jakiejś książce z biblioteki to nie zabijajcie go! Jest to akurat robaczek bardzo pożyteczny gdyż żywi się robakami które niszczą naszą literaturę.


Z tego co słyszałem to zaleszczotki również upodobały sobie bardzo płytę pilśniową, więc jeśli mamy jakąś starą pilśnię wyrzuconą na zewnątrz, to bardzo możliwe że właśnie te nasze małe "skorpiony" tam mogły znaleźć swój dom. W lasach lubią mieszkać pod korą drzew co jest ich naturalnym domem. No dobra, ale co on ma wspólnego z pasieką, i samymi pszczołami?

Otóż groźnego wyglądu to nie ma żadnych podstaw by się go bać. Jest wielkości ok. 4mm. A w ulu potrafi nasze pszczoły wspomóc poprzez likwidacje larw barciaka, oraz warrozy. Sam tylko raz w życiu widziałem te stworki w starym moim warszawiaku. One uwielbiają szczeliny w ulach gdzie mogą znaleźć spokój. Do pszczół raczej są neutralne, nie zauważyłem jakiejkolwiek agresji na pszczołach, jak i odwrotnie. Co ciekawe nazwa "mały skorpion" jest nawet trafna co do tego osobnika, ponieważ gdy zaleszczotek złapie swoją ofiarę, to zatruwa ją jadem który spływa po jego szczypcach. Kiedyś podobno było możliwe kupno zaleszczotków, lecz nie znalazłem obecnie hodowli. Więc jeśli zobaczycie w ulu takiego robaczka to nie róbcie mu krzywdy, to przyjaciel, nie wróg.

sobota, 6 kwietnia 2019

Starodawne polskie wierzenia i zwyczaje pszczelarskie

Pszczelarstwo, dawniej bartnictwo było i jest czasami postrzegane jako rodzaj swoistej magii, tajemnicy. Bo przecież jak to człowiek, zwykły śmiertelnik mógł ujarzmić owady które żądlą, i jedynie są posłuszne Stwórcy i sobie samym. Od wieków pszczoły były obecne w różnych religiach na całym świecie. Pszczoła to przecież owad, nie da się go rozumieć, przytulić czy pogłaskać. To nie jest pies czy kot. Latają tam gdzie chcą i kiedy chcą, a jednak pszczelarz dawniej bartnik w jakiś sposób rozumiał te owady jak i one jego...


Przez wiele stuleci w Polsce jak i na całym globie gdzie tylko się trudniono chowem pszczół, ludzie związując się z tymi owadami poprzez ich hodowlę nabyli pewnych zwyczajów, tradycji. A tradycje pszczelarskie są bogate. Przedstawię wam kilka z nich do których udało mi się dotrzeć poprzez internet, jak i opowieści innych ludzi w którzy mieli w rodzinie pszczelarza. Część zwyczajów została na pewno zapomniana przez czas, lecz niektóre pozostały do dzisiaj i są nadal praktykowane.


Na pierwsze miejsce nasuwa mi się opowieść którą usłyszałem w rodzinie mojego kuzyna i potwierdzili to wszyscy mieszkańcy domu. Żył u nich kiedyś pszczelarz, dziadek żony mojego kuzyna. Miał pod swoją opieką kilka uli. I jak to w życiu bywa zmarł. W dzień jego pogrzebu przed wyjściem trumny wszystkie rodziny nagle się tak jakby wyroiły. Nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Jego zięć próbował rozgonić pszczoły dymem z podkurzacza lecz ten nie pomagał. Na placu przed domem było ciemno od pszczół. Lecz po kilkunastu minutach ucichło, i było normalnie. Tak jakby same pszczoły poczuły że ich gospodarz odszedł i chciały go pożegnać. Od niejednej osoby w rodzinie słyszałem że to był prawdziwy pszczelarz z krwi. Co ciekawe, w czasie swojego życia zięć mu pomagał w pasiece, i po śmierci pszczelarza zajmował się nimi wraz ze swoją żoną. Lecz  po dwóch latach od śmierci gospodarza pszczoły zginęły, co do jednej rodziny.


Nawet grzmoty mogą uszkodzić matkę. Dostaje wtedy wstrząsu i zamiera. Mówią: „O, matka mi nie wylazła. Matecznik jest i jest”. Bo się zaćmiła. Nieraz kiedy pioruny biją, to niedobrze na mateczniki.
Tutaj był taki przypadek, że, jak już wspominałem miał Mateła pasiekę, około stu pni i on służył dawniej we dworze, miał znajomych tam leśników, to zawsze, takiego głupowatego parobka miał z Lublina i nocami jeździli kradli sosny i robili ule z tego. Tak że on stukał w sosne i mówi: „Ta będzie dobra”. Tam przeszedł znowu z dziesięć innych sztuk, to mówi: „Te wszystkie na nic”. Czy on się tak znał, czy tak pokazywał – nie wiadomo. A później to za saniami była brzoza uwiązana, zacierała ślad, bo to w zimie, a na rano już, ule, tam dwa ule, czy ile, już były zrobione. Piszkla była taka, taki nóż, co się dłubało. I te ule były stojące. No i właśnie później, doszło do tego, że – a ten Mateła był strasznie skąpy i nikomu nic nie dał. Ubogiego to wygnał, nie dawał nic. I zachorował. Ale… tego syn pojechał do lasu po drzewo, nie ma nikogo, to ten dziadek zachorował. „Co tu robić?” Ale, no, mówią: „Nic nie pomoże, tylko umrze”. To już tak prawie na skonaniu był, ale mówią: „Trza przywieźć te grubą świece z kościoła, co ksiądz święci przy święconej wodzie - paschał”. Bo to taki zwyczaj był. Przywieźli ten paschał… […] Dotknął się aby – i umarł. No, ale przed samą śmiercią mówi, zawołał pan, tego syna swojego, już wrócił z lasu i mówi tak: „Ja już dzisiaj zamrę, ale pamiętaj, że on tam jest na strychu. I masz kaszę jaglaną ugotować, bez soli i bez cukru. I raz na tydzień wyniesiesz – mówi – i za kominem postaw w garnku”. A ten chłopak: „A co, komu, co, kto tam bedzie?” Chciał stary jeszcze powiedzieć i umarł już. No to on sobie przypomniał za jakiś tydzień po pogrzebie. No i tak było, że kazał ugotować tej kaszy. Wyniósł na strych, za kominem postawił i schodzi po drabinie. A tu tam garnkiem jak rzuciło coś – mało go nie ubiło. No i przyszedł taki owczarz, do Motycza chodził, co dawno po dworach, to służyli tacy owcarze i się znali na takich różnych sztuczkach. I opowiadali mu o tym, że tak. To on mówi: „Masz szczęście, że cię nie ubił, bo to się nie soli tej kaszy, ale ty zapomniałeś i trochę osoliłeś. A sól się święci. Ten zły nie lubi tego”. No i od jakiś czas niedługi, tam ze dwa lata, mówi, ta pasieka wyginęła. Szkodnik się jakiś rzucił, nie było ratunku. […] No to wychodziło, że to diabeł był jakiś.
Bardzo powszechne jest w Borzęcinie mniemanie, że istnieje gad podobny do żmiji, wydający z siebie rój pszczół; dlatego zwą go rojnicą. Tę rojnicę trzymają w pasiece; ma gniazdo pod ulem. Dostaje raz na dzień bułkę rozdrobnioną w słodkim mleku. W zimę rojnica zakopuję się w ziemię i śpi. Kto ma rojnicę, temu się pszczoły bardzo darzą. 
Pewien wieśniak, siekąc łąkę pod lasem, znalazł w trawie rojnicę, otoczoną mnóstwem pszczół. Schwyciwszy ją, włożył do kapelusza, przyniósł do domu i osadził pod ulem. Wszystkie pszczoły przyleciały za nią i powchodziły do próżnych ulów. Odtąd darzyły się pszczoły temu wieśniakowi nadzwyczajnie. Gdyby rojnicę był stracił, wszystkie pszczoły by mu padły.


Z Motycza pochodzi legenda o roślinie nazwanej przez Jezusa „zaprzał”. Według legendy, pszczoły zauważyły człowieka śpiącego na ich ulubionych kwiatach. Rozzłościły się strasznie i gdy chciały go zaatakować, rozpoznały w śpiącym Jezusa. Zapytane o powód złości wyparły się tych kwiatów i od tego momentu nie mogą na nich siadać. 



Wbrew zakazom Boga pszczoły jako jedyne zwierzęta pracują w niedzielę, za karę więc nie mogą zbierać i wytwarzać miodu z kwiatów koniczyny i dębowych liści. Inne wierzenia podają, że pszczoła okłamała Pana Boga pytającego o kwiaty dające najwięcej pożytku nie wymieniając kwiatów czeremchy i przytulii w obawie, że Bóg je odbierze, co spotkało się z jego gniewem.


Dawni pszczelarze uważali lipy za drzewa objęte opieką Boską, dlatego omijały je pioruny. A miód lipowy znany jest z wyjątkowych właściwości leczniczych, stąd mawia się: „Miód lipowy, to lek zdrowy”.

Tu był taki sad, no niedaleko i mój dziadzio jeszcze był młody i wie pan mówi, że po drugiej stronie była karczma, jak szedł z karczmy, to widział jak taki , nieduży facet skakał z ula na ul, bo tam była pasieka duża, a tego, i późni chłopaki tam coś tam poszli na jabłka, a tam była ta pasieka, mówi: „Pszczoły w nocy nie gryzły a tu – mówi - co wyleci pszczoła, brzęk już ugryzła – mówi - ugryzła, w końcu słyszymy - mówi - idzie ten właściciel pszczelarz przez te łąkę i mówi: „Aaa mówiłem żebyście nie wchodzili i nie wyjdziecie stamtąd”. Przyszedł zabrał im czapki i powiesił w sieni, ale w sieni to było, tak się nie zamykali ludzie jak teraz, normalnie zasuwa była taka, rękę się wkładało, jak im zabrał te czapki, tak oni wzięli poszli i te czapki ukradli jemu z powrotem z tej sieni. Na drugi dzień mówi: „Ja was jeszcze przyłapie, ja przyłapie was”. To opowiadali, że tam taki panek skakał, i dziadzio opowiadał, że zawsze w południe w dzień albo w nocy wieczorem, to tam widzieli jak chodził między ulami.[…] Nie wiadomo, mówią że to diabeł na czarno ubrany.[Mówiono, że pszczelarz] miał diabła, albo późni drugie, że jechał gospodarz do miasta i mówi córce: „Weź ugotuj kaszy jaglanej, dobrze osłódź i żebyś nie soliła i postaw na strychu – mówi – na górce”. A ona wzięła posoliła, ona schodzi z tej drabiny, a ta miska z tą kaszą fur na podłogę. Ojciec przyjeżdża na podwórze i mówi: „A mówiłem ci nie sól kaszy toś musiała posolić”. Mówili, że on miał diabła i później kopali staw i on tego diabła komuś tam sprzedał, no. Oj dużo opowiadali takich różnych anegdot.
Do dziś panuje przekonanie, że należy pobrać chociaż symboliczną opłatę za miód lub rój darowane nawet osobie bliskiej. Czyniono jednak wyjątek dla małych dzieci, które musiały zostać poczęstowane miodem z pierwszego miodobrania. Okoliczne dzieci „czatowały” więc tego dnia w pobliżu pasieki. Niechętnie lub wcale sprzedawano miód do celów leczniczych, mniemano bowiem, że może to pociągnąć przykre następstwa dla sprzedającego lub jego pszczół – obawiano się „przeniesienia” choroby. Starano się również nie wpuszczać do pasieki ludzi mających tzw. „urocze oczy”, bowiem mogli oni rzucić urok i doprowadzić do śmierci lub choroby całe rodziny pszczele. 
Jeżeli na kołysce lub na wózku z dzieckiem usiadł rój pszczół, to się wróżyło, że dziecko to będzie miodouste, czyli będzie miało bardzo dobry dar wymowy, będzie kimś bardzo poważanym i szanowanym i daleko zajdzie. Po prostu będzie cenionym człowiekiem. I to się nawet sprawdzało.
Mówi się, że jak pszczelarz umrze to pszczoły umierają i pasieki nie będzie. Więc jak zwłoki pszczelarza wyprowadzano z domu, żeby odwieźć je na cmentarz, wtedy trzeba było do każdego ula zapukać, żeby, pszczoły pożegnały się z nim, czy też on [pożegnał się] z pszczołami i żeby pszczoły nie padały.
Ja osobiście mam tylko jeden zwyczaj jeśli chodzi o pszczoły. W dzień kiedy mam już ostatnią kontrolę za sobą, wieczorem podchodzę do każdego ula i mówię do wylotu "do zobaczenia w przyszłym roku, mam was zobaczyć na wiosnę, obyście były zdrowe".

Jest jeszcze wiele legend pszczelarskich, jak i zwyczajów. Ale nie byłbym w stanie wszystkich tutaj zamieścić. Oparłem się o teksty Teatru NN, lecz jest wiele książek jak i innych źródeł w których są zawarte informacje o dawnych wierzeniach pszczelarskich. Link do artykułu jest poniżej, polecam szczerze.

Źródło: http://teatrnn.pl/leksykon/artykuly/wierzenia-o-pszczolach-w-tradycji-ludowej-lubelszczyzny/