środa, 15 czerwca 2016

Moja pasieka

Trochę zaniedbałem swojego bloga, ale jest to spowodowane tym że mam sporo projektów i planów które powoli staram się wykonywać. Pierwszym i najważniejszym planem na ten rok było kupno miodarki które troszkę mnie pociągnęło po kieszeni, ale było warto. Kupiłem miodarkę od Pana Łysonia, z której jestem mega zadowolony. Jedyne co mógłbym zwrócić uwagę Panu Łysoniowi, to kosz który w niektórych miodarkach diagonalnych jest w całości wykonany na dnie z blachy kwasoodpornej, co utrudnia jej mycie. Ja na szczęście, dostałem miodarkę której kosz jest w całości wykonany z prętów, co o wiele mi ułatwi umycie całego sprzętu bez konieczności jego rozkręcania. Nie wiem czy Pan Łysoń czyta mojego bloga, ale jestem mu za to niewspółmiernie wdzięczny.

Kosz mojej miodarki:

Moja miodarka jest miodarką, na typ ramki uniwersalny, co pomoże mi w wywirowaniu ramek warszawskich, jak wielkopolskich. Kupiłem ją bez refundacji, ponieważ w tym roku mi nie przysługiwała, a potrzebowałem ją na już. Przecież nie będę wirował miodu w starym rupciu z ocynku. Jeśli ktoś dopiero zaczyna to jak najbardziej polecam odkupić od starego pszczelarza taki osprzęt, a gdy się osiągnie odpowiedni rozwój, można spokojnie zainwestować w coś lepszego. Choć coraz częściej można się spotkać z coraz to przyzwoitszymi cenami miodarek na aukcjach. Co najfajniejsze w tym wszystkim, to kiedy przyjechałem do Bielska po moją miodarkę, zapomniałem śrubokręta. A wiem że miodarki od Pana Łysonia przychodzą w wielkich pudłach i na palecie... Pani sprzedawczyni była tak uprzejma że poprosiła tatuażystę które miał swoje studio obok o śrubokręt. Gdy weszliśmy do pomieszczenia ku zdziwieniu nas wszystkich, bo byłem tam z kuzynem. Miodarka stała bez palety, owinięta tylko w stretch. Tak jakby czekała na mój przyjazd. Nie wiem kto wpadł na taki pomysł, ale jestem mu wdzięczny.


Dobra. Miałem pisać o pasiece. No więc, przygarnąłem wiosną jedną rodzinkę od kuzyna która miała być spisana na straty, była tam dosłownie garstka pszczół, tak na 2 ramki wielkopolskie. Gdy je wrzuciłem do swojego ula, miały tak troszkę odbudowanego suszu, i zasiliłem je zaraz 1 ramką z CJ10. Po pewnym czasie gdy weszły delikatnie w siłę skasowałem tam matkę, i pociągnąłem na zaznaczonej ramce matkę z CJ10. Matka się wygryzła dosłownie z kilka dni temu, ale co ciekawe nie mogę jej znaleźć, coś mi się wydaję że mogła przepaść na locie godowym... Dam im czas do soboty, i wtedy podejmę decyzję co z tym fanetem zrobić. Obiecałem w międzyczasie kuzynowi że zrobię mu odkład z Cj10 na ramce wielkopolskiej, dzięki mnie się przekonał do tych uli. Gd robiłem mu odkład, jakimś cudem przepadła mi matka w nich. Kapnąłem się dopiero tydzień później, gdy zobaczyłem mateczniki ratunkowe i zero jaj. Co najlepsze, to gdy ciągnąłem matkę z nich, zamieniłem ramki z ula w którym specjalnie kasowałem matkę, i nie miałem jej zaznaczonej oraz zapomniałem już która to... Matka już się wygryzła do tej pory, ale jest cała czarna, a moja Cj10 taka nie była... Podejrzewam że matka jest właśnie z tamtego ula. 


Moja oryginalna matka jest właśnie na tym zdjęciu wyżej, a ta która się wygryzła jest cała czarna. Postanowiłem że ten rok już będzie ta matka co się wygryzła, zamówię matką w przyszłym roku, a w sezonie po miodobraniu, wymienię ją. Moja teoria ma potwierdzenie też w tym, że w odkładzie, którym robiłem kuzynowi, matka która się tam wygryzła jest pasiasta jak na moim zdjęciu coś. Zobaczymy co to będzie...


Dodatkowo zamówiłem 3 matki u Pana Jacka Jaronia, linii Erica. Zastanawiałem się przez długi czas przed tym jak by je podłożyć, by zostały przyjęte. Z dwóch moich warszawiaków, wyszukałem matki i je zaizolowałem kołpakiem. Potem spryskałem je wodą i wrzucałem do rojnicy, na ramki z węzą praktycznie. Dałem tylko po 1 ramce zapasu. Dałem matki w klateczkach, nie otwierałem ich. Przetrzymałem 3 dni w piwnicy, i wywiozłem do kuzyna by się tam unasienniły w ulach. Zastanawiacie się pewnie po co mi była jeszcze jedna matka. A po to, że mój kuzyn mi zrobił również zsypańca i poddałem tam ją. Na chwilę obecną czerwi, i jest dobrze. Dałem im 1L syropu z octem, bo były wrzucone na węzę. Po tygodniu może powtórzę zabieg. U kuzyna jedna zaczęła czerwić, a 2 jeszcze nie. Więc je na razie tam zostawiłem.



Niestety nie obyło się bez i kolejnych błędów. Każdemu młodemu pszczelarzowi, jak i sam będę mądrzejszy na przyszłość, odradzam żeby robić jakiekolwiek zsypańce, odkłady itd. Gdy nie mamy zasklepionych ramek do wirowania. Dlatego że moje wirowanie nadstawek się przeciągnie teraz co najmniej do lipy... Przez robienie zsypańców, osłabiłem moje rodziny, i teraz mają trudności ze sklepieniem miodu. Jedyny plus to taki, że w rodzinie w której miałem nastrój rojowy i nie mogłem go zlikwidować, to zniknął i nie muszę teraz często grzebać w gnieździe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz